JURAJSKI PARK NARODOWY

Zapiski olsztyńskie

Dzień pierwszy
Częstochowa godzina trzynasta z minutami. w pośpiechu wyładowujemy z pociągu rowery i dobytek. Na dworcu czeka Mona i Rafał, potem dobijają Częstochowianie. W 12 osób wyruszamy do Olsztyna. Na samym początku trudności rowerowe. Docieramy po ponad dwu godzinach. Dom Asi w którym się rozlokowujemy to duża, pustakowa willa w budowie. Stan surowy, brak wody, podłóg i mebli. Są za to okna - nie wieje i nie kapie nam na głowę, jest prąd. Wszędzie pełno pyłu. Organizujemy sypialnię, jadalnię, kuchnię. Mamy gaz, grzałki, 20 ofiarowanych nam sosów. Jakoś to będzie. Wieczorem pierwsze spotkanie w kręgu. Częstochowianie siadają z prawej i lewej strony.

Dzień drugi
Pobudka rano. Bardziej wytrwali idą na gimnastykę i poranne czytania filozoficzne. Reszta powoli szykuje śniadanie. Mają tu naprawdę świetną piekarnię. Po śniadaniu idziemy w Sokole Góry. Pogoda średnia, trochę kropi, chłodno. Przyroda cudowna - piękne buki, pod butami szeleszczą liście, jest jakoś jesiennie. W jaskini robimy krąg, mówimy. Co nas tu sprowadziło, czego oczekujemy od pobytu w Olsztynie. Po południu spotkanie z prof. Hereźniakiem, pomysłodawcą utworzenia na tym terenie parku narodowego. Profesor mówi, dlaczego warto chronić ten teren. Na spotkanie przychodzi wójt Olsztyna. Spokojnie słucha słów profesora, że zorganizowano w Olsztynie wielki pokaz ogni sztucznych, że tłumy niszczą zamek, rozdeptują rzadkie i cenne rośliny, płoszą zwierzęta, że zamek jest oświetlony i to szkodzi owadom, że oszpecono go barierkami i w końcu, ze przeciągają się rozmowy z wójtami w sprawie utworzenia parku. Argumenty słuszne, celne, podane w nieco zaczepnej formie. Podziwiam spokój wójta, to prawdziwy sfinkso - uśm
echnięty, nieprzenikniony, do tego dyplomata. Odpowiada tak, by nikogo nie obrazić a swoje obronić. Podaje wstępne obietnice: ograniczenie oświetlenia, być może rezygnacja z pokazu, być może zgoda na park. Nie wiemy, co o tym myśleć.

Dzień trzeci
Wyruszamy na spotkanie z miejscowymi. Na pierwszy ogień idzie właścicielka gospodarstwa agroturystycznego. Na brak gości nie narzeka, zapytana o park narodowy mówi, że ludzie się tego boją, bo nic nie będzie można budować. Jedziemy też na spotkanie z pszczelarzem. Droga długa, pod górę i z góry, silny wiatr, gdy docieramy okazuje się, że pszczelarza nie ma. Ptasiek rozmawia z sąsiadem. Ten jest jak najbardziej za parkiem.

Dzień czwarty
Ciągle zimno. Pada. Ptasiek pojechał do Częstochowy, my mamy za zadanie przeprowadzić sondę wśród mieszkańców, co sądzą o pokazach pirotechnicznych i utworzeniu parku narodowego. Z braku szefa Ptaśka i pogody oraz oporów psychicznych ociągamy się niemożliwie. Przyjeżdża dziennikarz z "Wyborczej". Wszyscy uciekają w popłochu. Sama muszę z nim rozmawiać. Robi zdjęcie, na którym jesteśmy my i rządek pustych brudnych słoików. No nic. Wreszcie się zbieramy do wyjścia, idziemy i sondujemy, potem zbieramy razem wnioski i przekazujemy je wójtowi. 90% pytanych wykazuje niechęć do pokazów, 80%jest za parkiem. Te 20% to prawie sami niezdecydowani lub niedoinformowani. Ludzie obawiają się zakazów na terenie parku np: że zabroni im się wchodzić do lasu i zbierać jagody, albo, że bez pozwolenia nie będzie można sobie nawet kibelka postawić.

Dzień piąty
Jedziemy do dyrektora Zespołu Jurajskich Parków Krajobrazowych. Dyrektor znacznie się spóźnia. Z późniejszego spotkania dowiadujemy się, że dyrektor nic nie może zrobić z pokazami, ma mało ludzi, mało pieniędzy, mało uprawnień, parku nie będzie, a w ogóle to moglibyśmy mu pomóc posprzątać śmiecie w jaskiniach. Wracamy ze złymi odczuciami. Wieczorem dociera Jacek Zachara z bielskiej Pracowni na Rzecz Wszystkich istot i Peter Amerykanin z Korpusu Pokoju. Ok. 22.oo ćwiczymy happening na jutro.

Dzień szósty
Jedziemy do Częstochowy na pikietę pod Urząd Wojewódzki. Dociera sporo osób, sporo dziennikarzy. Happening wychodzi nieźle. Wojewoda jest bardzo miły i w ogóle. Zaprasza nas do siebie (???), częstuje paluszkami. Potem rozmawia uprzejmie, urzędniczo, mówi, że oni park chcą, ale trudno się dogadać z wójtami i rząd nie daje pieniędzy etc. Obiecuje powołać pełnomocnika d.s. parku. Nie jest źle. Wieczorem Jacek pokazuje slajdy z różnych akcji Pracowni. Nastroje mamy dobre. Najbardziej rozśmieszają nas nasze drzwi zrobione z gąbkowego materaca, który wstawiony w futrynę co pewien czas wygina się i ląduje na oglądających.

Dzień siódmy
Pełny relaks, żadnych spotkań. Idziemy w góry. Leje. Idziemy, idziemy, idziemy. 5 godzin! Kobiety załamują się nerwowo, grożą buntem. Wreszcie odpoczynek w jaskini. Potem idziemy na zamek w Olsztynie. Po drodze spotykamy szalonego pasterza, który klnąc i wymachując kijem rzuca się na Ewę. Kończy się bez rozlewu krwi. Część ludzi już wyjechała, trochę smutno

Dzień ósmy
Odjeżdżamy. Leje jak z cebra.

Prolog:
Pozytywy:
- poznanie terenu, wiemy o co walczymy, poznanie mieszkańców, wójtów, dyrektorów, wojewody, dziennikarzy - słowem orientacja w terenie i sytuacji,
- nawiązanie współpracy z ludźmi w Częstochowie,
- zapowiedzi współpracy z wójtem Olsztyna. Jesienią zorganizujemy tam wystawę i spotkanie na temat parku, wojewoda da pełnomocnika - zaczyna się coś dziać.
Negatywy:
- zniszczone przez psy spodnie Bobełta
- siwe włosy na skutek akrobacji rowerowych jednej z uczestniczek

Kolejny krok w kampanii "Jurajski Park Narodowy" - zlot duchów zamku olsztyńskiego w czasie III Międzynarodowego Pokazu Pirotechniki i Laserów. To będzie STRASZNE


Poprzedni artykuł, Spis treści, Strona główna Psubratów, Następny artykuł