WEGETARIANIZM

Zmierzch świadomości łowcy

"...winniśmy badać, jak myśliwy staje się człowiekiem, a nie jak człowiek staje się myśliwym." Serge Moscovici La Societe contre Nature
Od czasu gdy istota przedludzka przestała żyć wyłącznie z myślistwa i wkroczyła we wstępny etap człowieczeństwa, między światem ludzkim i zwierzęcym powstał nowy układ stosunków, polegających na współżyciu pozornie pokojowym, nazwanym udomowieniem lub hodowlą. W tym okresie wzrastała świadomość zarówno ludzi, jak i zwierząt. Zwierzęta traciły stopniowo swoją dzikość i agresywność, a uczucia wysublimowały się na tyle, że ogromna ich większość odżywiając się wprawdzie mięsem hodowlanych zwierząt, nie może nawet myśleć o tym, aby zabijać je osobiście. Wrażliwość ludzka wzrosła w stopniu takim, że widok cudzej śmierci, bólu, cierpienia, nie licząc przypadków patologicznych, budzi głęboki sprzeciw i współczucie. Wyobraźnia nie uległa jednak rozszerzeniu w takim samym stopniu, aby sprzeciw ten mógł odnosić się również do faktów, których się nie widzi, nawet jeżeli się o nich wie. Pod presją społecznego zapotrzebowania i masowego popytu wyselekcjonowały się więc pewne, specjalnie do tego celu powołane profesje, do
których w naszych czasach należą rzeźnicy, naukowcy - eksperymentatorzy, wiwisektorzy, rybacy, wędkarze i myśliwi. W odczuciu społecznym i ich własnym, różnią się między sobą rangą i prestiżem, jednak funkcja, którą wykonują, jest ta sama: wyręczanie w zadawaniu śmierci tych wszystkich, którzy wzdragają się przed czynieniem tego osobiście, chociaż bardzo kategorycznie żądają dla siebie korzyści z tego czerpanych.
Rzeźnicy nie chlubią się swoją profesją, chociaż mogliby, powołując się na utylitarne walory swoich zawodowych czynności. Lepszą pozycję mają rybacy, wędkarze i myśliwi, a najlepszą naukowcy - eksperymentatorzy. Mechanizm kształtowania się hierarchii zawodów w różnych okresach historycznych jest zagadnieniem nadającym się do analizy socjologicznej. Jako próbę interpretacji różnic w zakresie prestiżu osób wykonujących w różnych formach tę samą funkcję, można potraktować taki na przykład domysł, że działa tu mechanizm fascynacji scenerią i kostiumem, podobny do tego, który stwarzał podniosły nastrój w świątyniach starożytnego Meksyku i kultu Baala, gdy kapłan przyodziany w obrzędową szatę spełniał krwawą ofiarę, wśród dymów kadzidlanych a rozmodlony tłum widział w tym dla siebie jedyną szansę ocalenia od chorób, śmierci i wszelkich nieszczęść. Podobną rolę co dawniej ołtarz ofiarny spełnia obecnie stół sekcyjny, a szatę obrzędową kapłana zastąpił biały fartuch uczonego.
W instytutach naukowych całego świata, jako instytucjach zatrudniających nie tylko uczonych, ale przede wszystkim stały personel pomocniczy, wykonywanie doświadczeń na zwierzętach staje się zawodową rutyną, etatowym obowiązkiem, czynnością powtarzaną codziennie przewidzianą ilość razy, częstokroć bez względu na jakiekolwiek potrzeby merytoryczne i poznawcze. Wtedy etatowy zootechnik, laborant, czy asystent dokonuje okrutnych zabiegów, naukowo zupełnie jałowych i do niczego nieprzydatnych, tylko po to, aby wykonać porcję codziennych obowiązków związanych ze swoim etatem. Aranżuje na przykład wielokrotnie powtarzane, długie męczeńskie agonie zwierząt doświadczalnych, czasem potrzebnych do celów niezbyt wysokiej rangi, a czasem zupełnie do niczego nieprzydatnych, tylko po to, aby nie zaniedbać wykonywania swoich zawodowych obowiązków. W takich przypadkach koszmar okrucieństwa i bezsensu osiąga swoje apogeum.
Zwierząt laboratoryjnych używa się nie tylko do badań i doświadczeń naukowych, ogromną ich ilość zabija się każdego dnia do celów dydaktycznych. We wszystkich uczelniach, a również i w wielu szkołach średnich, martwe ich ciała służą jako preparaty anatomiczne na zajęciach wydziałów przyrodniczych i medycznych. Obyczaj ten uchodzi prawie powszechnie za normalny i godziwy. W rezultacie to wszystko, co można by przecież pokazać na ilustracjach, wyświetlić na ekranach jako film lub przeźrocza, lub po prostu omówić, dostaje każdy student na każdych ćwiczeniach do obejrzenia w postaci spreparowanych zwłok zwierzęcia, specjalnie zabitego w tym celu.
Najbardziej nieuchwytne dla świadomości łowcy są doznania i udręki łowionych na pokarm ryb. Te stworzenia tak niepodobne w niczym do ludzi, żyjące w warunkach tak odmiennych od naszych, o głosie niesłyszalnym dla naszych uszu, najmniej mają szans na to, aby wzbudzić u ludzi uczuciową przychylność. Nawet te osoby, które z motywów etycznych przestały już jadać mięso innych zwierząt, zastanawiają się czasem, czy i ryby tez mogą odczuwać ból. Ogromna większość nawet i takich pytań sobie nie stawia. Zabijanie ciepłokrwistych zwierząt, których głos bólu jest dla człowieka słyszalny i jednoznacznie zrozumiały, odbywa się w rzeźniach, budynkach oddalonych na tyle od ludzkich osiedli, aby oszczędzić wrażliwość ich mieszkańców. Jednak, te najbardziej cenione przez nabywców, ryby żywe, umierają w zasięgu naszego wzroku, nie budząc u obserwatorów żadnych wzruszeń. A właśnie to ich milczące konanie jest jednym z najokrutniejszych. Przyniesione do domu w torbie, zawinięte w papier, duszą się w trwającej całymi godzinami
ęczeńskiej agonii. Leżą na kuchennym stole i dyszą otwartym szeroko pyszczkiem, podczas gdy gospodyni krząta się pogodnie po kuchni. A kiedy ryba w tej męce szarpnie się czasem mocniej i spadnie ze stołu, gospodyni podnosi ją ze śmiechem lub z irytacją. Uboga wyobraźnia "łowcy" nie kojarzy tej spektakularnej manifestacji cierpienia z rzeczywistym cierpieniem, a słów "udane połowy" z ustokrotnioną męką tysięcy takich agonii. - Okazuje się, że nie wystarcza patrzeć, aby widzieć, ani wiedzieć, aby rozumieć.
Zwierzętami posługuję się człowiek nie tylko w celach konsumpcyjnych, ale i wielu innych. Ciała zwierząt stanowią surowiec do wyrobu przedmiotów skórzanych, futrzanych okryć i kosmetyków. Ich śmierć i udręka bywa też źródłem atrakcji rozrywkowych. Rozrywki dostarczają widzom przedstawienia cyrkowe, wędkarzom widok ryby szarpiącej się na wbitym w podniebienie haczyku, a myśliwym - polowanie. Polowanie od czasów biblijnego Nemroda jest ulubioną rozrywką władców i polityków. Jest również elitarnym sportem intelektualistów i artystów. O nich właśnie wyraża opinię ekolog, dr Simona Kossak. "Ta grupa myśliwych budzi moje przerażenie. To oni kształtują świadomość rzesz myśliwych, oni uczą czerpać z zabijania zwierząt przyjemności nie znane kłusownikom ani zwykłym, prostym myśliwym (...). Gloryfikują myślistwo jako rozrywkę sportową. A tymczasem śmierć zwierzęcia jest szokującym przeżyciem dla każdego wrażliwego i myślącego człowieka (...) Można obejrzeć ledwo podrośnięte dziecko jelenia, które chce odejść od zabitej m
tki, a potem włóczy się w mróz samotnie po lesie, woła matkę i - ginie zrezygnowane, kładąc się w śniegu. Albo taka dzika gęś. Zawarła małżeństwo na całe życie, a teraz jej partner leży martwy. Siada więc w pobliżu, mimo strachu przed człowiekiem i rozpacza w głos... I na to wszystko patrzy spokojnie wrażliwy artysta. Nie tylko patrzy. On jest sprawcą bólu i cierpienia. Człowiek subtelny, czujący przyrodę i z nią współczujący, nie zniesie widoku polowania.
Panuje przekonanie, podtrzymywane przez prehistorię i antropologię, że najdawniejsze dzieje gatunku ludzkiego wiążą się nierozerwalnie z myślistwem, "że na początku człowiek był myśliwym." Z ustaleń i opinii Serge'a Moscovici wynika jednak, że myśliwym była istota przedludzka, której proces uczłowieczania dokonywał się równolegle z procesem emancypowania się z myślistwa. I która dopiero wtedy, gdy przestała być łowcą, stała się człowiekiem. - Widocznie jednak to zaprzestanie nie było nagłym, jednorazowym przełomem, który dawno się już dokonał, lecz procesem, który trwał do dziś, a skończy się już jutro

Maria Grodecka
"Wszystko o wegetarianizmie"


Poprzedni artykuł, Spis treści, Strona główna Psubratów, Następny artykuł