RECENZJA

A zwierzęta wciąż czekają

Książka Witolda Koehlera wygląda raczej niepozornie. Wprawdzie rysunek Szymona Kobylińskiego na okładce jest zupełnie sympatyczny, to jednak skromne, "kryzysowe" wydanie powoduje, że leży ona gdzieś zapomniana na dolnych półkach antykwariatów. A szkoda! Mimo, iż została napisana 18 lat temu, niewiele straciła ze swej aktualności.

W 1979 roku niewiele mówiło się w Polsce na temat praw zwierząt. W tym czasie ludzie stali w długich kolejkach po odrobinę mięsa, a na wsi świniobicie było świętem, na które zjeżdżała się cała rodzina. Tymczasem Koehler nie obawia się napiętnować tych praktyk, nazywając je "zwierzobójstwem", a człowieka "najstraszliwszym mordercą", "najokrutniejszym drapieżnikiem" i "niestrudzonym siewcą bólu". W kolejnych rozdziałach swojej książki opowiada się przeciwko wiwisekcji, polowaniom, okrutnym metodom hodowli, wędkarstwu (sic! w 1979 roku) - nie pomijając oczywiście kwestii nieszczęsnych wigilijnych karpi, cyrkom, złym traktowaniu zwierząt domowych. Przy czym nie ogranicza się jedynie do wskazania problemu, starając się dociec przyczyn tak ohydnych zachowań człowieka. To właśnie o tym jest tak naprawdę ta książka - o naturze człowieka. Co zmusza tak wydawałoby się cywilizowane społeczeństwo do mordowania milionów ofiar w imię rozrywki, mody czy apetytu? Czy skłonność do zadawania bólu jest człowiekowi po prostu wrodzona, czy też jest obca jego naturalnym skłonnościom? Poglądy Koehlera nie są dziś dla nas ani odrobinę przestarzałe czy nieaktualne, w jego książce znaleźć można ideowy fundament dla polskiego ruchu praw zwierząt lat 90-tych. Zaś niektóre fragmenty wydają się być napisane ledwie kilka tygodni temu, dotyczą bowiem tak aktualnych dla dzisiejszych ekologów problemów, jak choćby ochrona wilka. Czasami zaś tezy zawarte w książce są nawet zbyt radykalne w porównaniu z poglądami głównego nurtu dzisiejszego ruchu ochrony zwierząt.
Nie można jednak zarzucić Koehlerowi stronniczości, "oszołomstwa" czy jednostronnego przedstawiania faktów. Nie, jego wywody są zupełnie obiektywne, poprowadzone z zimną logiką, a przy tym z takim dystansem emocjonalnym, że wypadałoby życzyć takich umiejętności większości dziś piszących o prawach zwierząt autorów.
Bardzo ciekawy jest jednak stosunek Koehlera do wegetarianizmu. Autor pisze: "Propaganda wegetarianizmu byłaby u nas z pewnością zupełnie bezowocnym i nieżyciowym przedsięwzięciem. Polak jest mięsożercą i tego nic nie zdoła zmienić". Cóż, całe szczęście, że w tej kwestii Koehler mylił się całkowicie. Nie należy się jednak dziwić jego słowom, ówczesny stan wiedzy medycznej nie pozwalał nawet marzyć o diecie pozbawionej białka zwierzęcego. Poza tym stan sklepowych półek raczej nie zachęcał do jadania tofu...
Koehler kończy książkę słowami: "Z niejaką ulgą kończę moje wywody zdając sobie sprawę z tego, że chyba nie przysporzą mi one przyjaciół". To nieprawda! Dziś poglądy Koehlera znalazły rzeszę zwolenników, dziś większość młodych ludzi to jego przyjaciele. To dzięki takim książkom jak "Zwierzęta czekają" udało się rozbudzić w ludziach wrodzoną im wrażliwość! Szkoda tylko, że autor nie doczekał już czasów, kiedy tysiące ludzi w Polsce broni praw zwierząt.
Polecam także inne książki Witolda Koehlera: "Przyjaźnie nie ludzkie" i "Skrzydła nad lasem".

Witold Koehler, "Zwierzęta czekają", Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1981, stron 180

Krzysztof A. Wychowałek


Poprzedni artykuł, Spis treści, Strona główna Psubratów, Następny artykuł