Tanna Jakubowicz - Mount - psycholog, psychoterapeuta; uczestniczyła w tworzeniu i rozwijaniu najbardziej znanych polskich ośrodków holistycznych: Laboratorium Psychoedukacji, Ośrodka Edukacji Ekologicznej "Eko-Oko". W 1993 roku założyła Holistyczny Ośrodek Treningowy (HOT); jest wiceprezesem Europejskiego Towarzystwa Transpersonalnego i prezesem jego polskiego oddziału. Do Łodzi przyjechała 26 października 1996 r. na zaproszenie Ośrodka Działań Ekologicznych "Źródła", by przeprowadzić warsztat "Ścieżka Wojownika".

Zajmujesz się na co dzień psychoterapią. Jak definiujesz swój związek z ekologią?

T.J.-M.: Zajmuję się czymś, co nazywane jest ekopsychologią, czyli żywotnym i duchowym związkiem człowieka z Ziemią. Nie zajmuję się więc tylko człowiekiem i jego problemami, ale również miejscem człowieka w świecie i jego powiązaniami z Ziemią i wszystkimi istotami. Myślę, że związek człowieka z Ziemią, jego nastawienie, zależy od obrazu świata jaki posiada. Żyjemy w kulturze, która produkuje obraz rozdzielenia od reszty świata, ten schemat, ta wizja jest źródłem głębokiego niezrozumienia, postrzegania tylko na zewnątrz siebie. W takiej wersji jest to świat bez przestrzeni. Ta wizja rodzi przemoc wobec świata. Człowiek eksploatując Ziemię dokonuje inwazji na wszystko dookoła, po to aby powiększyć swoje sfery wpływów. Błąd oddzielenia leży u źródeł wizji. Moja praca ma więc na celu wprowadzenie zmiany w postrzeganiu świata i dokonanie rozszerzenia swojego umysłu, aż do objęcia czułą świadomością całego świata i wszystkich istot. Wiem, że nie jest to łatwe. Chodzi o to, żeby Ziemi służyć, aby jej pomagać. Nie wierzę, aby można było działać w ekologii, jeśli ma się zamęt w umyśle. Należy zmienić własne nastawienie i wtedy dopiero obudzi się współodczuwanie.

Jaki jest Twój stosunek do działań radykalnych na rzecz ochrony przyrody?

T.J.-M.: Mam do nich mieszane uczucia, ponieważ bardzo często przejawiają się w stosowaniu przemocy wobec innych ludzi i samych siebie. Często w takich działaniach wydobywa się na zewnątrz energia bardzo destruktywna. Fanatyzm zaciera obraz samego siebie. Ludzie wierzą, że są samą ideą, że są samym dobrem, nie widzą, że mają też sferę cienia i rzutują to na innych. Choć z drugiej strony, wydaje mi się, że w niektórych sytuacjach, są to działania nieuniknione i konieczne. Chodzi mi tutaj o sytuacje mogące uratować czyjeś życie. Poza tym są one bardzo atrakcyjne dla mediów ze względu na ich spektakularność. Jest to ich duża wartość, ponieważ pozwalają zwrócić uwagę opinii publicznej na problem. Jednak osobiście jestem za działaniem długofalowym.

Jak oceniasz z racji swego zawodu polskich działaczy ekologicznych? Czy są oni neurotyczni i na co powinni zwrócić uwagę?

T.J.-M.: Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ nie kontaktuję się z nimi zbyt często. Myślę jednak, że aby unikać rywalizacji między poszczególnymi grupami, ludzie o podobnej wrażliwości powinni łączyć swoje emanacje energii, bo przecież konflikt personalny zaciera cel, dla którego te grupy istnieją. Trzeba ciągłą obecnością wśród ludzi i własnym przykładem świadczyć o sensie pozytywnych zmian.
Według mnie liderzy takich grup powinii pracować nad pozytywnym przekształcaniem energii młodych, wspaniałych ludzi, którzy do nich trafiają i chcą chronić przyrodę. Młodym ludziom należy pokazywać, jak ich entuzjazm przeistoczyć w pozytywną energię, która będzie ich samych i cały świat uzdrawiać, a nie niszczyć.

Dziękuję Ci za rozmowę.