Oszczędzanie czasu
Prezentowany poniżej fragment to mała próbka mądrości
pochodząca z książki "Tao Kubusia Puchatka":
"Za przykład weźmy klasyczne miejsce, gdzie Najęty Bryś często przebywa:
Budkę z Hamburgerami.
W Chinach mamy Herbaciarnię. We Fracji - Kawiarenkę. Praktycznie każdy
cywilizowany kraj na świecie ma takie miejsce, gdzie ludzie mogą coś zjeść,
odprężyć się, pogadać i nie martwić się, która godzina, ani nie muszą wychodzić
zaraz po zjedzeniu swego dania. W Chinach, na przykład, Herbaciarnia jest
w zasadzie instytucją społeczną. Przez cały dzień rodziny, sąsiedzi i przyjaciele
wpadają na herbatę i lekki posiłek. Siedzą, jak długo chcą. Dyskusje mogą
ciągnąć się godzinami. Trochę dziwnie byłoby nazwać Herbaciarnię nieekskluzywnym
sąsiedzkim klubem towarzyskim - takie określenia są zbyt Zachodnie. Ale
opisuje to w przybliżeniu część jej funkcji, przynajmniej z naszego, raczej
zawężonego, punktu widzenia.
"Jesteś ważny. Odpręż się i dobrze się baw." - Taki jest przekaz
Herbaciarni.
A jaki jest przekaz Budki z Hamburgerami?
Oczywiście: "Nie liczysz się. Jedz i znikaj."
Nie tylko to jednak, bo jak każdy już teraz wie, taka okropna Budka z Hamburgerami
jest również zagrożeniem dla zdrowia jej klientów. Niestety, nie jest to
jedyny przykład działania zasady Oszczędzania Czasu. Moglibyśmy też podać
Supersam, Kuchenkę Mikrofalową, Elektrownię Atomową, Trujące Chemikalia...
Patrząc na to wszystko ze strony praktycznej, gdyby takie urządzenia oszczędzające
czas naprawdę go oszczędzały, to powinniśmy mieć znacznie więcej czasu
niż kiedykolwiek w historii. Tymczasem wydaje się, że mamy go mniej niż
jeszcze kilka lat temu. Naprawdę przyjemnie jest pojechać gdzieś, gdzie
nie ma urządzeń oszczędzających czas, bo wtedy okazuje się, że mamy naprawdę
bardzo dużo czasu. Podczas gdy gdzie indziej musisz się bardzo starać,
aby móc zapłacić za te wszystkie maszyny mające zaoszczędzić twój czas,
tam nie musisz tak ciężko pracować. Podstawowe nieporozumienie w tej obsesji
Oszczędzania Czasu jest bardzo proste: czasu nie da się oszczędzić. Można
go jedynie spędzać. Ale spędzać go można mądrze lub głupio. Najęty Bryś
praktycznie nie ma wcale czasu, ponieważ jest zbyt zajęty jego trwonieniem
przez próbowanie zaoszczędzenia go. A chcąc zaoszczędzić każdą jego cząstkę,
kończy roztrwonieniem całości."
Jak zwykle Kubuś Puchatek ma wiele racji.
Przyjrzyjmy się uważniej jego refleksjom nt. budek z hamburgerami (myślę,
że można pod tę kategorię podciągnąć także bary szybkiej obsługi typu McDonald's
i nie tylko). Ich niewątpliwą zaletą jest szybkość obsługi: płacisz i prawie
w tym samym momencie dostajesz swojego hamburgera, cheesburgera, frytki,
colę w plastikowym kubku itp.
Niosąc swój obiad w cienkim papierku, parząc sobie przy okazji palce, możesz
czasami usiąść przy stoliku - o ile taki jest. Masz wtedy ok. 5 minut,
by się posilić i pobiec dalej ruchliwą ulicą załatwiać nie cierpiące zwłoki
sprawy. Tylko nie próbuj posiedzieć dłużej niż to jest absolutnie konieczne.
Krzywe spojrzenia sprzedawcy i innych współzjadaczy bułek z kotletem wymownie
dadzą ci znać, że czas obetrzeć z brody ketchup i zmykać. Niestety, nie
każda budka oferuje luksus stolikowy. Niedawno do autobusu, którym jechałam,
wsiadła dziewczyna z pizzą na plastikowym talerzu, zakupioną w pobliskiej
budce. Dziewczę nie było zaopatrzone w sztućce, zresztą miałaby kłopot
w posługiwaniu się nimi w zatłoczonym pojeździe. Stojąc więc na jednej
nodze rozpaczliwie próbowała zgryzać pizzę z talerza i jednocześnie zachować
równowagę. Sądząc z jej miny - nie była szczęśliwa. Ja też nie, bo widok
tej umorysanej postaci rozrzucającej wokół siebie kawałki cebuli i kiszonego
ogórka nie był miły. Do czego zmierzam? Ano do tego, że oszczędzając czas
nie oszczędzamy siebie. Cierpi nasze zdrowie, gdyż jedzenie z budek jest
niskiej jakości, tłuste, naszpikowane chemią, a ponadto jedzenie w pośpiechu
i w biegu też robi swoje. Cierpi także nasza godność. Dawno, dawno temu
jedzenie czegokolwiek na ulicy uważano za przejaw braku kultury. Wiem,
że czasy się zmieniły i sama podgryzam publicznie jabłka, orzeszki itp.,
ale w pewnym sensie dziadkowie mieli rację. Przyjrzyjmy się kiedyś tłumowi
wokół takiej budki: pędzący, umorusani ketchupem, z tłuszczem ściekającym
z brody, spijający na stojąco piwo z plastikowych kubków. A potem (tak
dla kontrastu) przytknijmy nos do okna wytwornej restauracji: eleganckie
stoliki, błyszcząca zastawa, mnóóóóóstwo czasu. To właśnie miałam na myśli
pisząc o godności. Zdaję sobie sprawę, że raczej niemożliwym byłoby żywienie
się na co dzień w takim eleganckim miejscu. Zresztą nie o to chyba chodzi.
Namawiałabym raczej do umiaru, tzn. można raz na jakiś czas posilić się
przy budce (ma to też swój specyficzny urok), warto też wybrać się czasem
do lokalu, gdzie kelner w smokingu poda nam kartę dań tłoczoną złotymi
literami. Ale przede wszystkim dobrze jest usiąść spokojnie we własnym
domu i zjeść sobie obiad z rodziną. Tutaj mamy wpływ zarówno na to, co
jemy, jak jemy, a przede wszystkim nikt tutaj nie OSZCZĘDZA CZASU.