Robale, czyli granice poświęcenia

Stawonogi (Arthropoda) to najliczniejszy typ świata zwierzęcego - możemy rozróżnić ponad milion gatunków. Do stawonogów należą: trylobity, skorupiaki, staroraki, pajęczaki, wije i owady. Znakomita większość ludzi określiłaby raczej te wszystkie stworzenia pogardliwym mianem "robali", uznając, że są obrzydliwe i należałoby je wytępić. Powszechnie dostępne są środki "zabijające owady - na śmierć!" Cóż ma w tej sytuacji uczynić obrońca praw zwierząt, zwłaszcza jeśli przed chwilą ugryzła go osa a po ścianie pełznie w jego kierunku obrzydliwy pająk? Czy ochroną humanitarną możemy otoczyć także bezkręgowce?

Zastanawiam się czasami, dlaczego ludzie, którzy deklarują się jako miłośnicy zwierząt, wegetarianie i ekolodzy, płaczący nad losem świnki wiezionej do rzeźni i opiekujący się bezdomnymi kotkami, nie potrafią znaleźć współczucia dla tak sympatycznych przecież stworzonek jak pająki, karaluchy, komary i mrówki faraona. Czyż pluskwie nie należą się takie same prawa jak psu? Żarty żartami, ale problem jest o wiele poważniejszy, niż wydawałoby się to na pierwszy rzut oka. Jak pogodzić zasadę poszanowania wszelkiego życia, która jest podstawą wegetarianizmu, z koniecznością zachowywania podstawowych zasad higieny i tępienia owadów uznanych powszechnie za szkodniki? Czy zabicie komara, który nas ukąsił, jest porównywalne z zabiciem kury czy krowy? Mimo całej miłości, jaką żywię do zwierząt, na widok pająka dostaję gęsiej skórki. Ale wcale nie oznacza to, że mam ochotę rozgnieść go butem.
Nawet w religiach wschodnich, znanych z rygorystycznego zakazu zabijania wszelkich istot żywych, dopuszczalne jest zabicie zwierzęcia w obronie własnej. Myślę, że nie wahałbym się długo przed zastrzeleniem atakującego mnie tygrysa. Czy jednak ugryzienie przez komara można zakwalifikować jako zamach na nasze życie? Trzeba też zauważyć, że zabicie takiego brzęczącego owada następuje zwykle PO tym, jak odczujemy bolesne ukłucie. Czy warto więc zabijać taką komarzycę (bo samce nie są tak krwiożercze) jedynie przez zemstę?
W zeszłym roku spędzałem wakacje we Włoszech. Żyjące tam komary były mniejsze od polskich, ale kąsały wyjątkowo boleśnie. Było ich mnóstwo i nie pomagały ani kadzidełka, ani spraye i maście, ani nawet takie cudo techniki jak "ultradźwiękowy odstraszacz komarów", który znajdował się w posiadaniu jednego z mieszkańców campingu. Co wieczór specjalne samochody rozpylały antykomarze środki chemiczne i przez kilkanaście minut teren rozbrzmiewał kaszlem podduszonych turystów - komary śmiały się z tego i gryzły jeszcze dotkliwiej. Wierny swoim zasadom patrzyłem z oburzeniem na klaskających współobozowiczów i możliwie jak najdelikatniej opędzałem się od chmary atakujących mnie owadów. Wytrzymałem trzy dni - i proszę mi wierzyć, że było to i tak dużo. Trzeciego dnia w nocy nerwy mi puściły i urządziłem w namiocie prawdziwą jatkę. Rano z dumą oglądałem krwawe ślady, które pozostały z bezczelnych krwiopijców. Same były sobie winne, że zadarły ze mną. Niestety, mimo iż do końca pobytu walczyłem z komarami równie zajadle co pozostali, ilość bąbli na mojej skórze wcale się nie zmniejszyła, a swędzenie było równie denerwujące. Teraz gdy kąsa mnie komar rodzimy, nadwiślański, pocieszam się przynajmniej myślą, że tamte gryzły boleśniej. I czasami przeganiam go machnięciem ręki, ale nigdy nie staram się zabić.
Zdaję sobie sprawę, że wśród wielu ludzi stawonogi budzą wstręt. Żuki, pająki, stonogi, chrząszcze i inne "robale" nie mogą zbytnio liczyć na miłość ze strony człowieka. Rozumiem obrzydzenie jakie może spowodować u kogoś zaplątanie się w pajęczynę - ale nie jest to chyba powód, aby zabijać jej właściciela? Pająki, mimo iż paskudne, pełnią ważną rolę w przyrodzie - zjadają inne, jeszcze bardziej odrażające stworzonka. Poza tym nie ma w Polsce pająków, których ukąszenie byłoby dla człowieka niebezpieczne. Zostawmy więc tych wspaniałych konstruktorów w spokoju - dwucentymetrowy pajączek nie jest chyba przeciwnikiem naprawdę nas godnym.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z robakami w gospodarstwie domowym. O ile karaluchy czy pluskwy są świadectwem wyjątkowej już niechlujności gospodyni, to mole czy mrówki faraona mogą zdarzyć się w najlepszym nawet domu. Zawsze śmieszyła mnie reakcja ludzi na fruwającego mola: z okrzykiem "MÓL! MÓL" cała rodzina rzuca się w pogoń za niebieskawym motylkiem. Tymczasem ubraniami żywią się larwy mola, a więc zabijanie dorosłych owadów jest reakcją cokolwiek spóźnioną. Zresztą na mole najlepsza jest lawenda i naftalina - one nie znoszą tych zapachów i szybko wyniosą się z naszej szafy, jeżeli będą zmuszone je wąchać. Dużym kłopotem są też mrówki faraona. Zauważmy, że nie są one tak lubiane jak ich leśne kuzynki. Mimo iż "dzikie" mrówki boleśnie gryzą, to są otaczane szacunkiem, a rozgrzebywanie mrowiska uchodzi za czyn naganny. Tymczasem maleńkie mrówki kryjące się w zakamarkach naszej kuchni mogą każdego doprowadzić do szału. Z własnego doświadczenia wiem, że żadne reklamowane "cudowne" trutki nie skutkują w walce z tą plagą. Na szczęście mrówki tak jak nagle się pojawiaja, tak też z czasem odchodzą. Jeżeli, czytelniku, zmuszony jesteś dzielić mieszkanie z rodziną mrówek faraona, to może spróbuj je polubić? Wspólna koegzystencja będzie na pewno przyjemniejsza!
Niektóre owady mogą powodować wielkie szkody ekonomiczne - mówię tu o szarańczy czy też stonce ziemniaczanej. Inne, nawet zwykłe muchy, mogą przenosić groźne dla człowieka choroby. Ale wystarczy przecież zasłonić okno firanką, zamiast pozwalać dziesiątkom tych stworzeń powoli ginąć w sidłach lepu. Człowiek posiada rozum i zdolność myślenia między innymi po to, aby wykorzystywać je umiejętnie i żyć w zgodzie ze wszystkimi mieszkańcami Ziemi.
Każda rzecz ma jednak swoje granice. Nie jest normalnym zachowanie, kiedy człowiek nadstawia ręce komarom mówiąc "Pijcie, malutkie, na zdrowie", ani gdy łapie mola w szklankę, aby wypuścić go za okno. Ale nie jest też normalne, gdy rozgniatamy na firance osę, która wpadła do naszego mieszkania i nie mogąc się wydostać brzęczy żałośnie, obijając się o szybę.
Nauczmy się mówić o pajęczakach, owadach i innych stawonogach bez uprzedzeń i bez nienawiści.

Krzysztof Wychowałek