KAMPANIE ŚWIATOWE

Po co nam świadomość?

Jednym z zadań kwartalnika "Psubraty" jest zapoznanie czytelników z kampaniami prowadzonymi poza granicami Polski. Na świecie działa wiele organizacji zajmujących się prawami zwierząt, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Jednak do Polski docierają tylko nieliczne informacje o ich poczynaniach. Taki stan rzeczy utrzymuje się głównie dlatego, że światowe organizacje wprawdzie są zainteresowane w popularyzowaniu swoich kampanii, jednak materiały wydawane przez zachodnich obrońców zwierząt są w Polsce dostępne jedynie w wąskich kręgach osób zajmujących się tym tematem, a poza tym są pisane po angielsku. Polskie organizacje nie mają natomiast pieniędzy na skuteczną propagandę. W tej sytuacji przeciętny człowiek nie jest po prostu zorientowany w działaniach obrońców zwierząt. Takie skróty jak PETA czy RSPCA niewiele mówią nawet osobom zajmującym się problematyką zwierzęcą. W naszym kwartalniku będziemy kolejno prezentować większe międzynarodowe organizacje broniące praw zwierząt. Przedstawimy także kampanie światowe prowadzone przeciwko wielkim formom, piętnujące konkretne zachowania. Chcielibyśmy pokazać czytelnikom jak prowadzone są w innych krajach kampanie antyfutrzarskie, antycyrkowe czy antywiwisekcyjne. Dziś natomiast przedstawiamy zarys działań przeciwko koncernom takim jak McDonald's i Gillette.

Przede wszystkim trzeba uświadomić czytelnikom nie znającym tematu dlaczego walczymy

przeciwko producentom bułek z kotletem czy pianki do golenia. Cóż takiego uczyniły te firmy, że zmówiła się przeciwko nim większość organizacji broniących praw zwierząt? W zachodnich magazynach pojawiają się artykuły dotyczące protestu przeciwko różnym firmom, tam jednak do problemu podchodzi się bardziej od strony technicznej - JAK protestować, a nie DLACZEGO. Autorzy tamtych publikacji milcząco zakładają, że każdemu na dźwięk słowa Gillette będzie cierpła skóra i że każdy wie co to jest McLibel. Ja chciałbym jednak skupić się bardziej na problemie moralnym, na postawie, która zmusza nas do odrzucenia produktów danej firmy i do czynnego protestu przeciwko jej polityce. Dlaczego trwa na świecie wojna antymakdonaldsowa?
W Polsce kontrowersje wokół McDonald'sa rozpoczęły się niemal od samego początku, kiedy w roku 199x powstawała pierwsza restauracja inna niż wszystkie. Otwieraniu kolejnych lokali zawsze towarzyszyła atmosfera skandalu tworzona przez środowiska ekologiczne.

Zarzucano nam wtedy, że nie lubimy kapitalizmu,

dlatego negujemy wszystkie działania majace na celu napływ obcego majątku do kraju. Podkreślano także, że serwowane u McDonald'sa potrawy są dalekie od tradycyjnego modelu kuchni polskiej, że są przejawem obcej kultury. Argumenty takie na kilometr pachną latami pięćdziesiątymi i falą antyamerykańskiej agresji. Nie dlatego też odrzucamy McDonald'sa, że jesteśmy popierani przez lokalne lobby handlarzy fast-foodem, choć mógłby tak sugerować przykład Zakopanego, gdzie przeciwko otwarciu restauracji McDonald's protestowali nie wegetarianie, lecz właściciele budek z hot-dogami i hamburgerami. Nami, obrońcami zwierząt, kierują zupełnie inne powody. Otóż oprócz tego, że

McDonald's podcina gałąź

na której wszyscy siedzimy, tzn. produkcja tej firmy jest wysoce nieekologiczna (o tym za chwilę), przede wszystkim wujek MakDonald zabija zwierzęta. Nie on jeden, trzeba to przyznać, ale McDonald's jest największym na świecie producentem fast-food. Jeśli w sklepie obok mnie sprzedaje się wędliny, to doprowadzając do zamknięcia tego sklepu, oprócz tego, że sklepowa (pardon, sprzedawczyni), pani Zosia, pójdzie na zasiłek, nie osiągnę nic - w najlepszym wypadku ocalę życie kilku krów tygodniowo. Tymczasem dzięki polityce żywieniowej McDonald'sa zabija się setki tysięcy zwierząt rocznie, i to w szczególnie bestialski sposób (a czyż można zabijać humanitarnie?). Dlatego działania wymierzone przeciwko tej jednej firmie mogą przynieść wymierny efekt w skali całego świata. Dlatego nie lubimy dużych firm - to nie Włodzimierz Ilijicz za nami stoi ani nie miłość do schabowego z kapustą. A jeśli komuś mało, to mamy inne argumenty. Na przykład, że

wycina się lasy deszczowe

aby na pozyskanych w ten sposób terenach hodować bydło. McDonald prowadzi taką politykę zwłaszcza w krajach Ameryki Łacińskiej. Oczywiście firma nie brudzi sobie rączek takimi działaniami - od tego ma odpowiednie filie i firmy podległe. Nieprawdą jest, że mięso w BigMacu pochodzi z najlepszej polskiej wołowiny. To tylko slogan reklamowy dla Polaków, którzy są ponoć tak przywiązani do krajowej produkcji. Nie wnikam w kwestie smakowe, w każdym razie jest to mięso wyjątkowo niskiej jakości, uzyskane ze zmielonych ścięgien, kości i odpadków rzeźnickich. Smacznego! Podobnie tacki na których podawane są makdonaldsowe przysmaki - obecnie surowiec do ich produkcji zastąpiono czymś na bazie papieru. A jeszcze niedawno przedstawiciele firmy zapewniali, że polistyrenowe opakowania "pomagają w rozkładzie materii organicznej poprzez tworzenie wokół nich komór powietrznych" (sic!). Żaden surowiec nie jest jednak rozwiązaniem. Naukowcy obliczyli, że na papier zużywany przez McDonald'sa wycina się rocznie 800 km2 lasu. Czy nie lepiej jadać z tradycyjnych talerzy? I to w domu, gdzie mamy pewność co jemy? Trzeba się zastanowić, nim

zabraknie nam powietrza,

surowców naturalnych i zdrowia. I to dlatego nigdy nie zjem BigMaca, a nie dlatego, że jestem jaroszem. Dlatego nie wpadnę do McDonald'sa nawet na mleczny koktajl - bo chciałbym, żeby moje dzieci też miały czym oddychać i co jeść. I nie chcę mieć na sumieniu milonów zwierząt. Dlatego też będę protestował przeciwko otwarciu kolejnej takiej restauracji - bo nie chcę widzieć jak dzieci moich sąsiadów za 30 lat umrą na raka wskutek odżywiania się produktami firmy wabiącej ich dzisiaj za pomocą figurek Pocahontas dodawanych do hamburgera. Nie chcę nic od firmy która kłamie!

W przypadku Gillette sprawa ma aspekt czysto moralny. O ile w przypadku hamburgera można (???) usprawiedliwiać zabicie krowy swoim nieposkromionym apetytem, o tyle nie można już tego zrobić w przypadku dezodorantu czy pianki do golenia. Testowanie swoich produktów na zwierzętach laboratoryjnych

tego nie można niczym usprawiedliwić,

zwłaszcza że istnieją metody alternatywne. Tak wiele firm na całym świecie odrzuciło już przestarzałe testy z wykorzystaniem żywych zwierząt na rzecz nowoczesnych symulacji komputerowych czy wykorzystywania hodowli tkanek. Tym bardziej, że testy na zwierzętach nie dają stuprocentowej pewności nieszkodliwości preparatu dla ludzi. Podobnie jest w przypadku testów medycznych: fakt, że dana substancja nie jest szkodliwa dla królika nie oznacza nic poza tym, że można ją podawać królikom. Nigdy nie wiadomo, jak na taki specyfik zareaguje organizm ludzki. O ile w przypadku testów medycznych, w szczególnych wypadkach można poświęcić życie naszych mniejszych braci dla ratowania życia ludzkiego, o tyle nie można znaleźć żadnego wytłumaczenia dla zabijania zwierząt w imię naszej próżności. I jeśli, moim zdaniem, można w pewien sposób usprawiedliwić polskie firmy, dla których metody alternatywne mogą być niedostępne lub zbyt kosztowne, to jednak trzeba

powiedzieć NIE światowemu potentatowi

w produkcji kosmetyków. Bo firma Gillette śmiało może zrezygnować z wykorzystywania zwierząt w swoich laboratoriach, tym bardziej, że na Zachodzie metody alternatywne są i powszechnie dostępne, i tańsze od tradycyjnych. Dlaczego więc Gillette nie zrobi tego? Być może szefowie firmy uważają testowanie na zwierzętach za część image firmy - "nasze produkty są bezpieczne, bo testowane na zwierzętach". Bardziej prawdopodobna jest jednak niechęć do rezygnacji z gigantycznych zysków jakie przynosi Gillette silne lobby laboratoryjne. Firma ta bowiem z czystym sumieniem może utrzymywać, że nie używa zwierząt do doświadczeń - wszystkie badania są zlecane podległym Gillette firmom, wykorzystującym oczywiście w swoich laboratoriach zwierzęta. Na całym świecie środowiska obrońców praw zwierząt walczą przeciwko Gillette, z tych samych powodów co z McDonald'sem - bo jest to jedna z największych firm. Nie tylko żyletki czy dezodoranty,

nawet sprzęty gospodarstwa domowego i atrament

są splamione krwią zabitych zwierząt. Oczywiście nikt nie utrzymuje, że atrament Parkera jest testowany na zwierzętach - po prostu zyski ze sprzedaży wiecznych piór tej firmy (a sądząc po cenach zyski są niemałe) czerpie Gillette, która przejęła firmę Parker. Dlatego kupując produkty takich firm jak Parker, Waterman, Braun czy Oral-B warto się zastanowić - może właśnie za nasze pieniądze zostanie wybudowane kolejne laboratorium, w których będzie zakraplać się królikom piekące substancje do oka po uprzednim wycięciu powieki. Popyt kształtuje podaż - organizacje ekologiczne walczą właśnie o to, aby podnieść poziom świadomości społeczeństwa na tyle, by nikt nie chciał kupować produktów testowanych na zwierzętach. Wtedy firmy takie jak Gillette albo zbankrutują (mało prawdopodobne), albo zmienią swoją politykę na bardziej humanitarną (a o to chodzi). Naprawdę nie zależy nam aby zniszczyć Gillette - sam przez pewien czas goliłem sie maszynką tej firmy (zanim nie poznałem prawdy o tym, co dzieje się w laboratoriach testujących kosmetyki). Jednak nie można zaakceptować polityki tej firmy w obecnym kształcie. Choć już nigdy nie kupię produktu Gillette, obojętnie jak bardzo zmieniłyby się metody używane przez tą korporację - po prostu nie mam zaufania do morderców, to zależy mi na tym aby zwierzęta przestały być zabijane i by inni konsumenci, nieświadomie, nie przyczyniali się do tej rzezi.

Gillette - najlepsze dla sadysty!

Po cóż nam więc świadomość? W pewnym momencie staje się ona kłopotliwa, kiedy w perfumerii kolejny wybrany przez nas dezodorant okazuje się być wyprodukowany przez firmę barbarzyńsko testującą swoje produkty na zwierzętach. Niektórym może być żal rezygnować ze swojego ulubionego mydła czy szamponu. Jednak mając świadomość, mamy też możliwość wolnego wyboru. Jeśli kupuję produkt Gillette, powinienem wiedzieć, że wiąże się to ze śmiercią i cierpieniem niewinnych zwierząt. Może Tobie nie robi różnicy, jakiej firmy kosmetyk kupisz. Zwierzętom robi.

Krzysztof Wychowałek